Uwielbiam motorsport i cieszę się, że mam za sobą przeszło 50 startów w różnych amatorskich imprezach w barwach Mad Cat’s Garage. Imprezy te są zawsze rozgrywane w formacie rajdowym – upraszczając maksymalnie: mamy odcinek trasy do przejechania i ten kto go pokona najszybciej wygrywa. Jednak zawsze z tyłu głowy miałem wyścigi – walkę koło w koło, na zamkniętym torze, gdzie szlifuje się każdy zakręt wiele razy, gdzie dzięki odpowiedniemu rytmowi i powtarzalności osiąga się coraz lepsze czasy a inni ci w tym przeszkadzają.
W Polsce próg wejścia w wyścigowy świat jest bardzo wysoki – potrzeba licencji, homologowanego wyposażenia zawodnika oraz odpowiednio przygotowanego samochodu. Podczas mojej rocznej przerwy miałem czas na zastanowienie się, gdzie chcę skierować moją sportową karierę – dalej ścigać się w rallysprintach, których organizacja i trudność rośnie z roku na rok, czy spróbować czegoś nowego? Wybrałem to drugie – bawimy się w wyścigi!
By to osiągnąć trzeba mieć licencję wyścigową – jak wiecie z poprzednich wpisów na blogu poszliśmy z Zuzią na kurs i obydwoje zdaliśmy egzamin – odebraliśmy upragnioną przepustkę do świata wyścigów – jak to dokładnie wygląda przeczytacie tutaj: LIcencja
Gdy ma się licencje otwiera się masa nowych możliwości – wyścigi płaskie, górskie no i rallycross. Po przeanalizowaniu budżetu wybrałem rallycross – są to szybkie, krótkie wyścigi po torze, gdzie maksymalnie startuje 6 zawodników, a tor ma mieszaną nawierzchnię – trochę asfaltu i trochę szutru. Dodatkowo każdy zawodnik podczas wyścigu musi raz pokonać trasę tzw joker lap – czyli tor w trochę innej dłuższej konfiguracji. Rozgrywane są 4 wyścigi kwalifikacyjne, z których 12 najlepszych kierowców przechodzi do półfinału, który wyłania 6 startującą w finale. Te bardzo proste i jasne zasady powodują, że rallycross jest najszybciej zdobywającą popularność dyscypliną motorsportu. Elementem, który przyciąga kibiców jest fakt, że jest to sport kontaktowy – rywalizacja jest cały czas samochód, przy samochodzie i często dochodzi o stłuczek, przepychanek, obrotów i wyjazdów poza tor.

Mój samochód wymagał niewielkich modyfikacji by spełniać regulaminowe wymagania klasy RWD, gdzie startują same BMW E36, więc był to dodatkowy atut by wystartować.
Tyle jeśli chodzi o tę prostą część…
Od początku wiedziałem, że sport samochodowy to kolejka górska, mnóstwo nerwów, kryzysy i sukcesy, radość i smutek. Nie spodziewałem się, że tutaj będzie to kolejka górska poziom ekstremalny.
Przygotowanie samochodu okazało się jednak bardziej skomplikowane niż sądziliśmy i udało nam się skończyć go i przygotować o 23 w noc poprzedzającą mój debiut. Mam niestety tendencję do przejmowania się nawet małymi pierdołami i muszę powiedzieć, że gdyby nie wsparcie Michała, Zuzi, a w domu Żony to bym w ogóle nie spał i nie jadł, co nie jest najlepszym pomysłem przed startem w Mistrzostwach Polski.
W głowie gonitwa myśli – czy wszystko się uda, czy wszystko będzie zgodne z regulaminem, który znam na pamięć, zmęczenie i stres przed samym startem, a przede wszystkim myśl żeby tylko nie zawieść, zainwestowanego we mnie zaufania, czasu oraz pieniędzy sponsorów – tego bałem się najbardziej i nie przyznawałem się do tego. Tej nocy praktycznie nie spałem, w drodze na tor cały czas myślałem co pójdzie nie tak, o czym zapomniałem?
Po dotarciu na miejsce i bezproblemowym odbiorze administracyjnym poszliśmy na Badanie Kontrolne, które było bardzo szczegółowe – przeszliśmy je dzięki świetnemu przygotowaniu samochodu i aptekarskiej precyzji przy budowaniu auta przez Michała. Wszystko było w 100% zgodne z oczekiwaniami sędziów i z regulaminem. Wtedy nastąpił przełom w mojej głowie, mózg wskoczył na inny tor myślenia – udało się! Jestem dopuszczony do startu! Jestem zawodnikiem w Mistrzostwach Polski! To niesamowite uczucie, realizacji marzenia, spokoju ducha, a nawet jeszcze nie wystartowałem. Cały zespół sprawił, że poczułem się doskonale – Zuzia powiedziała – „niczym się nie przejmuj, masz tylko jeździć” – zajęli się całą resztą – rozkładaniem stanowiska, oklejeniem auta, a nawet tym, żebym był odpowiednio nawodniony. Aż mi było głupio, bo czułem się jak gwiazda, którą przecież nie jestem.

Cała atmosfera zawodów jest niezwykle pozytywna, paddock jest otwarty dla kibiców, wstęp jest wolny, więc cała masa rodzin z dziećmi przychodzi oglądać zmagania na torze. Uczucie bycia częścią tego wszystkiego jest niezwykle miłe – zwykle to ja byłem kibicem na takich imprezach.

Rozpoczął się pierwszy wolny trening, zacząłem wyczuwać samochód i dostałem informacje, że mam dobre czasy – to dodatkowo mnie zmotywowało by jechać szybciej i agresywniej. Auto sprawowało się świetnie, to dodatkowo powodowało zwiększenie poczucia pewności. Czekaliśmy na pierwszy wyścig kwalifikacyjny.

Trudno opisać co się wtedy czuje – ogrom bodźców jest niesamowity. Maksymalna koncentracja, ostatnie spojrzenie na wskaźniki, wsłuchanie się w silnik, drżenie ziemi od innych samochodów, inni zawodnicy widziani kątem oka, tablica 5 sekund do startu i czerwone światło, które zaraz się zmieni i cała stawka wystartuje. Gdy się zapaliło zielone światło, pojawiła się nieopisana wyścigowa frajda – było wszystko co lubię w motorsporcie – walka koło w koło i bok w bok, myślenie jak wyprzedzić zawodnika z przodu i jak nie dać się wyprzedzić – kiedy zjechać na jokera i nasłuchiwanie łączności z zespołem. Pierwszy wyścig dojechałem jako 4. Drugi wyścig po zaciętej walce ukończyłem na drugiej pozycji – radość i dumę jaką widziałem u wszystkich w zespole trudno oddać słowami.

W dwóch kolejnych wyścigach byłem 3 i znów 4. Dostałem się na listę rezerwową do półfinału – oznaczało to, że jeśli ktoś z 12 najlepszych nie pojawi się na starcie (np. zostanie zdyskwalifikowany, lub dozna awarii) ja wystartuję – tak się nie stało i zakończyłem finalnie zawody na 15 pozycji zdobywając 2 punkty do mistrzostw.

Czy był to udany debiut? Zdecydowanie tak – ustaliliśmy, że najważniejsze jest dojechać do mety w całości, wyczuć to wszystko i zobaczyć czy to w ogóle zagra. Nie marzyłem nawet o drugim miejscu, nie mówiąc już o starcie w półfinale – zabrakło niewiele i chyba dobrze, bo dzięki temu mam jeszcze większy apetyt na więcej i bycie szybszym. Jeszcze nigdy w swojej karierze nie czekałem z taką niecierpliwością na kolejne zawody, nie miałem takiego głodu wyścigowego jak teraz.

Ogromnie mnie cieszy fakt, że wszyscy tak świetnie się bawili, że ja nie zawiodłem i nie było wstydu. Fantastycznie było zobaczyć rodzinę, która przyjechała mnie dopingować być ze mną w tym ważnym dniu, widok synka na trybunach w słuchawkach ochronnych dawał dodatkową moc w silniku. Znajomi jechali 50 km by zobaczyć to całe widowisko. Sponsorzy, którzy czujnie obserwowali inwestycję we mnie i ich radość z dobrych pozycji. Ogromnie za to dziękuję – za wsparcie, pomoc, odwiedziny – za wszystko, co się działo tego weekendu!
Za trzy tygodnie kolejny start – nowy dla mnie tor, nowe doznania z dala od domu. Nie mogę się doczekać!
Jeśli jesteście ciekawi jak przygotować auto do rallycrossu i jak wystartować – dowiecie się w kolejnym wpisie! Stay tuned!
Wszystkie zdjęcia od Kodixfoto